Bach, bach – urodziło się dziecko. No jakoś się udało. Do tego momentu wszystko było jakoś wyobrażalne a teraz? Teraz już nie. Teraz przyglądasz się temu człowiekowi, obcy ale jakby twój, ale nie, przecież osobny. Jedyna myśl jaka krąży po głowie to – trzeba być dobrą matką (albo dobrym ojcem).
Przeczytałaś milion książek na ten temat i nijak nie wiesz, co przesądza o dobrym rodzicielstwie. Czy dać mu to wszystko czego zapragnie? Nie, chyba nie. Czy dać mu to czego ja nie miałam? Za proste. Czy poświęcić się mu w całości? Rzucić robotę, znajomych, hobby, przyjemności…tylko nie to. Czy postawić na rozwagę, logikę, chłodne wnioskowanie. Nie daj Bóg. No więc co?
Jest jedna
rzecz, powiedziałabym podstawa, która magicznie wpływa na całe twoje
macierzyństwo albo ojcostwo, jak kto woli. Zawsze jak prowadzę warsztaty dla
rodziców i dochodzimy do tego momentu, tutaj następuje przełom. Niektórym wszystko
wywraca się podszewką do góry. Cóż to za chwila? To ten moment, kiedy każdy z
rodziców przypomina sobie swoje dziecięctwo. To chyba dobre słowo, nie
dzieciństwo tylko dziecięctwo. Czym się różni jedno od drugiego? Kiedy mówimy o
dzieciństwie – każdy, ale to każdy wykrzesa jakieś wspomnienia siebie, kiedy
był małym człowieczkiem, różne sytuacje z tym związane, postawy rodziców, ich
błędy, ich zachowania itd. Mówiąc o dziecięctwie zastanawiam się nad tym, czy
czułam się w swoim dzieciństwie dzieckiem. Czy czułam się kochana bezwarunkowo,
czy mając takich rodziców jakich miałam – czy mogłam na nich liczyć, jak
przeżywałam trudne chwile, gdzie moi rodzice wtedy byli, jak uczyli mnie
pokonywania trudności i czy w ogóle. Czy kupowali zabawki i kazali siedzieć
cicho? Czy bałam się swoich rodziców? Czy byli takimi nieprzewidywalnymi
potworami? I nigdy nie wiadomo było czy będzie klaps, awantura, czy nic. Czy
opowiadali znajomym w mojej obecności najbardziej dla mnie wstydliwe rzeczy,
albo mówili o mnie w trzeciej osobie (helou ja tu jestem, słyszę co o mnie
mówisz, a może ja nie chcę, żebyś mówiła koleżance, że zeszczałam się w gacie w
przedszkolu?) Każdy z nas ma swoje doświadczenia bycia, albo nie bycia
dzieckiem. No bo, jeśli nie czułeś się bezpiecznie w rodzinie, stałeś jak
sierota pozwalając, żeby cię przestawiali z kąta w kąt. Śmiali się z ciebie, nie
słuchali (dam te zabawki Zosi, bo ty już się tym nie bawisz – i twój ulubiony
misiu pożeglował w siną dal), nie pytali o zdanie – to trudno mówić o byciu
dzieckiem. Może fizycznie wyglądałeś/aś jak dziecko, ale w środku? Galareta
jakaś.
A to jest
właśnie to. Jeśli wiesz co to znaczy być
dzieckiem, dasz sobie radę z rodzicielstwem.
Nie będziesz musiała pytać o zdanie różnej maści autorytetów, co robić,
jak robić, kiedy?
A jeśli nie
wiesz, to też sobie dasz radę. Masz to doświadczenie małego człowieka, który
jest kompletnie zdezorientowany, samotny, niepewny. Wiesz, czego może
potrzebować. Razem uczycie się trudnej sztuki bycia dzieckiem – bycia rodzicem.
Zaufaj sobie. Dobry rodzic to nie ten, który nie błądzi, nie myli się. Dobry rodzic
to ten, który jest w stanie wejść do świata dziecka.
Foto: Blake Meyer by Unsplash
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz