|
Foto by Joshua Clay on Unsplash |
Patrzę na
swoje dzieci, stare już konie i sobie myślę, że mają fajnie, że nie są jednym.
Może i byłoby nam łatwiej, może i mniej problemów, może i dzieciak miałby
więcej. Ale więcej czego? Miłości? Przecież nie. Może czasu poświęcalibyśmy mu
więcej, więcej byśmy od niego wymagali, dostałby się na dobre studia, po nich
pewnie zostałby dyrektorem. Czy to naprawdę takie ważne? Jak patrzę na moje
dzieciaki, to widzę, że mają w związku z obecnością rodzeństwa więcej fajnych
doświadczeń. Różnica między moimi dziećmi wynosi dwa lata, tak więc praktycznie
zawsze byli razem. Na dodatek jedno jest kobietą, drugie mężczyzną, to jest w
ogóle mega. Dzięki temu mogłam usłyszeć jak brat śpiewa rozbeczanej siostrze:
- Nie citku, nie zwierzu tylko (tutaj
zawieszał głos teatralnie)…MARYSIUUUU. To było zaraz po jej narodzinach.
Nikt nie wie co to citku, ale na pewno nie zwierzu. Dla nas rodziców, te
pierwsze lata nie były łatwe, zwłaszcza dla mnie, w ciąży i z dwulatkiem, ale
dzięki temu, że tak to się poukładało mogłam poświęcić im dużo czasu. Potem oni
się sami sobą zajmowali. Klocki lego latami słały się po podłodze, może gdyby
syn był sam – budowałby, burzył i budował jeszcze raz, albo coś innego. Z
siostrą te klocki nabierały innego sensu, wszystkie ludziki lego miały swoje
imię m.in.: Boluś, Seluś, Polka. Oni mieli
swoje życie, przygody, chodzili do sądu, pracowali na budowie i nie wiem co
jeszcze, bo raczej nie przeszkadzałam dzieciakom w zabawie. Pamiętam pierwszy telefon komórkowy – jeden,
na komunię. Otworzył się wtedy rozdział kręcenia filmików animowanych, albo wyczynów dziecięcych nagrywanych i puszczanych
potem od końca, albo w zwolnionym tempie. Wszystko było wspólne. Może nie było,
mogło być. Jak się ugadali i dogadali. Czasem trzeba było przekupić, czasem
zmanipulować, czasem ktoś poczuł się oszukany – nauczka na przyszłość. Jedynak
by sobie tego nie zapewnił. Potem zaczęła się szkoła, tutaj też maluchy
dzielnie się wspierały. Czasem jak wyjawiają teraz swoje stare sekrety to myślę
sobie, że kurczę fajni ludzie z nich. Do dziś trzymają sztamę i chronią
rodziców przed trudną prawdą, ale mają siebie, trudne doświadczenia dzielą na
pół. Powoli wchodzą w smętne dorosłe życie, każde z nich samodzielnie. Jak nas,
rodziców zabraknie mam nadzieję, że będą mogli liczyć na siebie, jedynak by
tego nie miał. Obecność bliskiego człowieka, który wie o mnie więcej niż inni,
z którym dzieliłam pokój (o zgrozo), który umie pocisnąć jak nikt inny, jest
ważniejsza niż dobre studia, dobra praca i nudni starzy.
Fajny tekst z przesłaniem,że brat i siostra to najlepszy układ. Ciekawa byłabym co sądzi autorka o "różnych różnicach" wiekowych, o większej ilości rodzeństwa i o rodzicach z mniejszą/ większą ilością dzieci.
OdpowiedzUsuńZ własnego doświadczenia wiem, że łatwo nie jest, ale nie zamieniłabym się z żadnym jedynakiem.
UsuńPosiadanie rodzeństwa to fajna sprawa. Mnie zawsze marzyła się siostra, chociaż pewnie jakbym miała siostrę, a nie brata to bym wolała brata. I tak w kółko ;)
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie mamy wpływu na płeć rodzeństwa. Zresztą na sam fakt pojawienia się także. Ten najstarszy ma najgorzej:) bo jest ograbiony w momencie przybycia konkurencji. Na szczęście to mija :)
UsuńFajne te Twoje stare konie :). Marzę o tym by moje dziewczyny tez tak się wspierały, choc na razie bywa różnie.. Co dziennie budzi mnie na ten przykład dziki kwik z dziecięcego pokoju. Gryzą się po kostkach :)Twoje tak nie miały?
OdpowiedzUsuńOooo, miały, miały, było: ty debilu i gorzej też. Niedawno syn przypomniał jak go siostra szantażowała - jak tego nie zrobisz to nigdy już nie będę się z tobą bawić.On w rozpaczy godził się na wszystko. Dziś się z tego śmieją, ale te sytuacje też łączą.
UsuńOooo, miały, miały, było: ty debilu i gorzej też. Niedawno syn przypomniał jak go siostra szantażowała - jak tego nie zrobisz to nigdy już nie będę się z tobą bawić.On w rozpaczy godził się na wszystko. Dziś się z tego śmieją, ale te sytuacje też łączą.
Usuń