Czego nauczyłam się od dzieci?

Foto by Christian Gartenbach on Unsplash

Posiadanie dzieci może mieć swoje dobre strony i nie mam na myśli 500+, bo mnie ominęło, nie mam na myśli becikowego, bo mnie ominęło. W ogóle takie różne akcje finansowe mnie niestety nie dotknęły, więc muszę szukać głębiej.
Nie podoba mi się słowo „posiadanie”, ponieważ nie ma nic wspólnego z tym co się wiąże z wkroczeniem małych kosmitów do domu, ale dobra dajmy spokój.  Bylibyśmy głupcami – my rodzice, że dalibyśmy się tak wykiwać: nieprzespane noce, zawsze na posterunku, pranie, sprzątanie, przekazywanie tradycji rodzinnej i ogólnoludzkiej . To by było za proste, musi być jakiś plus dodatni do cholery. Że będą mi podawać szklankę wody na łożu śmierci? Niedoczekanie. Że wezmą mnie do siebie na chatę, a tam się odwdzięczą? Nie wiem czy chcę. Że zrobią kiedyś zakupy? Helou za podcieranie tyłka przez ładnych parę lat? Żart. Dobra nie wymieniam dalej, po krótkim się zastanowieniu znalazłam  pozytywy, nie takie oczywiste, ale jednak.  Posiadanie potomstwa powoduje duże oszczędności na psychoterapeutach. Rozwijamy różne swoje umiejętności, na które ciężko byłoby liczyć w innym przypadku. Ja na przykład nauczyłam się od moich dzieci :

Prawdziwej Miłości

Bo jak wytłumaczyć te chwile, kiedy miałabym ochotę jednego z drugim udusić, a tego nie robię? Ba, czasem jeszcze pocieszam, albo próbuję zrozumieć, a na dodatek  wszystko idzie w zapomnienie (no, może nie całkiem, pamiętam, ale im nie dowalam za każdym razem). Pozwalam im żyć po swojemu (mam nadzieję) i nie wymagam, żeby robili tak jak ja, bo ja mam rację. Co tam sfilcowany sweterek, który prawie by został moim ulubionym, ale teraz o wiele za mały – ważne, że córka umie włączyć pralkę (czy syn umie, to nie mam pewności).

Cierpliwości

Jak byli mali trzeba było godzinami czekać, aż zdecydują, że jednak prawy but na prawą nogę, godzinami czekać, aż posprzątają klocki lego , godzinami czekać na wyjście z łazienki (albo wejście tamże, zupełnie bez różnicy) – w zasadzie czekanie na łazienkę to stan permanentny. Teraz jak są dorośli (dorośli to nie znaczy dojrzali jak zaznacza córeczka) też trzeba czekać godzinami : aż wrócą do domu, aż zadzwonią, aż umyją gary, kiedy ich dyżur (tutaj obsuwa może być nawet kilkudniowa). W ogóle rodzicielstwo składa się głównie z czekania: na uśmiech, na siad, na pierwszy krok, na rozstanie z pampersem, na szkołę, na studia, na pracę ,na…

Walki

Taki niby jestem niespotykanie spokojny człowiek, ale jak dziecku dzieje się krzywda, to jak ten byk, para z nozdrzy i do boju. Co uspokój się? Jakie uspokój? J tu zaraz zrobię porządek. Pamiętam jak musiałam walczyć w szpitalu, z bezdusznymi pielęgniarkami, które mi źle dziecko potraktowały, albo innymi złymi ludźmi, oooo, do pierwszej krwi. Nie radzę nikomu stawać na drodze rozjuszonej matki. Nie walczyłam tylko w szkole – żeby nie robić siary i żeby same potrafiły o siebie zawalczyć. Poza tym, dla mnie nie były ważne szóstki na świadectwie (no jak były to fajnie ale nie za wszelką cenę), pozwalałam dzieciom na wagary (pod warunkiem, że o tym wiedziałam wcześniej), bo świat się od tego nie zawalił, a wiem jak to jest kiedy ma się dosyć szkoły i trzeba zwyczajnie odpocząć, a że moje dzieci nie chorowały, no to trochę przez to traciły. Że niewychowawcze? Może. I co z tego?

Tego, że człowiek jest ważny

Nie super wysprzątana chałupa, błyszczące naczynia, obiadek z dwóch dań i deseru i wyuczony wierszyk na pamięć. Myśmy brali kanapki, ogórki i szliśmy do lasu spędzając ze sobą czas, szukając baby jagi, albo skarbu. Jedno dziecko w wózku, drugie obok – taka wyprawa trochę trwała, ale warto było. Łowiliśmy ryby w prawdziwej rzece na wędkę z patyka (haczyk i żyłka najprawdziwsze). Lubię przebywać z moimi dziećmi i mam nadzieję, że dla nich też nie jest to odrażające.

Kreatywności

No gdyby nie dzieci nie robiłabym koszyczków z papieru, nie bawiłabym się w misie patysie, albo z psem w chowanego. Nie wymyślałabym tysiąca innych zastosowań jednej planszówki, nie byłoby zabawy w zagadki. To akurat robimy do dzisiaj, zgadujemy różne kawałki muzyczne  słuchając mruczenia albo gwizdania (albo coś pomiędzy). Kreatywność zawsze była potrzebna w chwilach trudnych np. jazda pociągiem, kiedy nuda jest okropna. Sprawdza się także dzisiaj, ostatnio graliśmy w wyzwania: jeden rzuca temat na fotę, wszyscy robią zdjęcia i poddają obróbce – wygrywa najkreatywniejsze. Zaręczam podróż mija niepostrzeżenie. Sprawdza się też wymyślanie niestworzonych historii.

Tego, że nic nie jest czarne albo białe

My dorośli lubimy być tacy zasadniczy, pod sznurek.  Jeśli się rozmawia z dziećmi i naprawdę ich słucha, cały ten poukładany świat zaczyna się zmieniać.  Dzięki dzieciom nauczyłam się dystansu do siebie, innych ludzi. Nie jestem taką matką matroną, która nigdy się nie myli, zawsze wie lepiej i ma rację oraz monopol na mądrość. Umiem się śmiać z siebie (no dobra może nie zawsze), nie wymagam by inni byli tacy pod sznurek. W życiu tak nie ma, że albo czarne albo białe. Czasem jest różowe, a czasem sraczka.

Jazda na łyżwach

Tak, takich rzeczy też można nauczyć się od dzieci. Poszłam z nimi na łyżwy, mimo, że w życiu ich nie miałam na nogach, a 40 na karku. Było ekstra, nigdy tego nie zapomnę, zwłaszcza na zmianę pogody, przypomina mi ból łokcia, a z dziesięć lat już minęło od tamtego czasu.


6 komentarzy:

  1. Trafne spostrzeżenia :) Dzieciaki są bezpośrednie i bardzo kreatywne - tego nam, dorosłym, często brakuje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nasuwa mi się jedno na myśl: "W młodości studiujemy dorosłych, aby osiągnąć mądrość. W dorosłości studiujemy dzieci, aby zrozumieć czym jest szczęście" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pozostaje późna starość:)ale wtedy to chyba zapominamy co studiowaliśmy :)

      Usuń
  3. Oj tak, bardzo trafnie to wszystko opisałaś. Ja do tej pory nie mogę się nadziwić, jak szczery potrafi być dziecięcy śmiech. Tego się nauczyłam od dzieci - beztroski i życia chwilą.

    OdpowiedzUsuń
  4. O tak, śmieją się całym sobą, jak płaczą też. Potrafią być szczere do bólu.

    OdpowiedzUsuń