Do góry nogami

Para z psem
Photo by Stephanie Liverani on Unsplash
Kiedyś mówiło się, że ten kogo słucha się pies jest panem domu.
On rządzi. Decyduje. Jego trzeba pytać o pozwolenie. On jest alfo i omego. To było kiedyś. Zanim urodził się Jasiek. To prawda, że dziecko zmienia wszystko, że nic już nie jest takie jak było. Że cały świat podporządkowany jest tej istocie. U Agaty tak się właśnie stało. Na początku wszystko szło zgodnie z planem. To, że Jasiek cały dom postawił na głowie nawet było fajne. Takie inne, nieprzewidywalne, ale wszystkie poradniki pisały, że tak będzie, więc nie było się czym przejmować. Jeśli chodzi o psa - zastanawiali się z Grzegorzem, czy go nie oddać, nie uśpić, bo może być zazdrosny o Jaśka, może go pogryźć, może go czymś zarazić. Nikt Benka nie chciał, za stary, potem zresztą sprawy potoczyły się tak szybko: szast prast i nowy człowiek. Pies się ostał. O ile jednak zawsze słuchał Grzegorza, Agacie pozwalał się jedynie karmić, tak teraz nie wiadomo było kogo słucha i czy w ogóle kogokolwiek słucha, bo nowa era zastała go pod łóżkiem, skąd wychodził na jedzenie i siku. A jak Jasinek zaczął raczkować, to pies udawał nieżywego, po czym w najmniej przewidywanym momencie umykał do ogrodu i tyle go widzieli.  I tak nie mieli czasu dla niego, bo od pierwszego dnia nowej ery liczył się tylko młody Jan. Zgodnie z planem.  czyli: jedzenie, spanie, noszenie, kąpanie, noszenie, spacer, noszenie, wymiotowanie, jedzenie spanie.... Agata była bardzo dzielna, Grzegorz pomagał jak mógł. Coś mu jednak nie grało. Mimo, że był na każde zawołanie, to jakoś go nie starczało, próbowała pomagać mama, teściowa, ale się nie sprawdziły. Agata nie dogadywała się z matką, a teściowa za bardzo wyręczała Grzegorza. Próbowała też się mądrzyć: że nie trzeba tak w pośpiechu latać kiedy mały zakwili, że spokojnie, że trzeba jakoś ogarnąć godziny snu, karmienia, zabawy. Nie, nie i jeszcze raz nie. Nie po to, starali się o dziecko 5 lat, żeby teraz ono płakało. Więc nie płakało. Prawie. Uśmiechało się też coraz rzadziej. Miało taki złośliwy grymas i podkówkę na zawołanie. Jak by się tak zastanowić nie wiadomo kiedy minęły trzy lata. Grzegorz dużo pracuje. Nie lubi domu, bo nigdy nie wie co go tam spotka? Dziś może zjeść obiad jak wróci, wczoraj nie mógł, wczoraj Jaś był smutny, trzeba go było wozić autem. Bo chciał. Za to po powrocie nie pozwolił na oglądanie wiadomości, Jasio nie chce i koniec. I wrzask. I Agata:
- Co ty mu znowu robisz? Jak można tak dziecku dokuczać? Przecież jest malutki.
Dawno nie jedli na mieście, bo z Jankiem się nie da. Robi taki cyrk w każdym lokalu, że niedługo przestaną ich wpuszczać gdziekolwiek. Obsługa pewnie wymienia się fotami z ich pobytu i opowieściami o dzikim wrzasku Jaśka, kiedy kelner próbuje postawić talerz na stole.
- Jasio nie powala, bo tu jest tor yścigowy: - mama, baw się w yścig! Mamaaaaa, baw się!
O rany, jaka siara. znowu.  W sumie, tylko u mamy można  coś wrzucić na ruszt, ale szybko, bo Agata jest zła jak chodzi do mamusi. Jaś nie znosi babci. Nie znosi nikogo, kto nie pozwala. Ten co nie pozwala to straszny wróg. A Jasiek podejmuje decyzje szybciutko:
 - Tu nie siadaj, tu będzie siedział miś, o nie, tu też nie siadaj tu ja będę siadał.
- Ale teraz nie siedzisz tutaj?
- Nie siadaj mówie, Jasio nie chce żeby ty siadał!
Ja pierdzielę, co za dom myśli Grzegorz, kiedy idzie do pracy w swetrze koloru ścierki do naczyń - Jasio pozwolił taki założyć:
- Inne nie załóż tata, nie załóż!
Dlaczego w tych poradnikach nie pisali, że to samo nie minie? Kiedy jest najlepsza pora na powrót do poprzedniego życia?

Dorosły człowiek, w okularach i swetrze koloru starej ścierki przysiadł na ławce w parku. Zamknął oczy i marzy. Widzi swój dom, swój stół, do połowy przykryty białym obrusem, dalej szarym- bo na szarym końcu tegoż stołu (zgodnie z tradycją) siedzi mały chłopiec. Uśmiecha się, ale nic nie mówi. Nie może nic powiedzieć dopóki dorośli mu nie pozwolą. Agata podaje obiad: krupnik, potem ziemniaki, kurak i surówka z kiszonej kapusty. Kwaśnej jak wszyscy diabli. Jedzą miło gawędząc o tym jak minął dzień. Mały chłopiec dostał ostatni i zajada aż mu się uszy trzęsą. Nie przerywa dorosłym, jak zje będzie czekał, aż pozwolą mu odejść od stołu. Podziękuje, pójdzie się bawić klockami, albo pogania z psem. Bo pies będzie mógł wreszcie wyjść spod łóżka.  A potem... miało być jakieś potem, ale lecący nad głową mężczyzny gawron postanowił przerwać te miłe chwile jak umiał najtrafniej.

16 komentarzy:

  1. hej, strasznie smutna historia. Ale chyba takie sytuacje zdarzają się częściej niż myślimy. Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie tworzymy historie, czasem umiemy się zatrzymać, czasem nie. Wtedy jest smutno.

      Usuń
  2. w życiu codziennym coraz częściej zdarzają się takie sytuacje jednakze trzeba mnieć nadzieje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może gdybyśmy uczyli się na cudzych błędach zamiast pouczać byłoby takich sytuacji coraz mniej?

      Usuń
  3. To tak na serio, czy z przymrużeniem oka? ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę, jednakowoż absolutnie się do tego nie przyznam (że mrużę :))

      Usuń
  4. nie wiem jak podejść do tego tematu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwyczajnie, każdy osiąga taki cel jaki sobie postawi :)

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. To dziecko pójdzie do szkoły, a szkoła jak wiadomo służy do tego, żeby naprawiać błędy rodziców (którzy w tym procesie mocno przeszkadzają), jest szansa na socjalizację spóźnioną, ale jednak. Łatwo dziecku nie będzie, frustracja na każdym kroku.

      Usuń
  6. Jakie to smutne, jakie prawdziwe.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czy z historii nie wynika, że w końcu rodzice nad Jasiem zapanowali? Czy źle rozumiem? :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zapanowali, skończyło się źle dla wszystkich

      Usuń
  9. Odpowiedzi
    1. W pewnym sensie tak, bardzo prawdziwa i jeszcze bardziej beznadziejna

      Usuń