- Co słychać u Maciusia? jak sobie radzi w szkole?
- Maciek? w szkole? Dobre pytanie, musimy iść do psychiatry, muszę go zdiagnozować.
- Jak to, co Ty chcesz diagnozować?
- Na pewno ma jakieś ADHD, albo Aspergera jakiegoś, już z nim nie można wytrzymać. Zrobił się taki okropny, rozmawiałam ze znajomą, jej dzieciak miał tak samo. Poszła z nim do psychiatry, dostał leki i po sprawie.
- Skąd wiesz, że po sprawie? Może te leki nie działają? Co mu zdiagnozowali?
- Nie wiem co, ale ona mówi, że ma spokój.
- Aha, ona ma spokój. A z Maćkiem co jest właściwie nie tak? On się jakoś inaczej zachowuje niż kiedyś? w Szkole? W domu? Jak to z nim jest?
- No jak, no jak? Wariuje. Ja mu każę lekcje odrabiać, to wrzeszczy na mnie, że nie teraz, że nie będzie się uczył, no przecież Adam by mu pomógł w tych lekcjach, jest po politechnice, przecież nie wyślę go na korki, nie mam kasy. Święta były, musiałam gówniarzowi kupić PSP czy jak to się nazywa. Obiecał, że będzie się uczył, będzie pomagał w domu, ale gdzie tam.
- PSP mu kupiłaś? A kto z nim gra?
- Sam gra, naściągał jakichś gier od kolegów i cały dzień siedzi w swoim pokoju w pokoju i gra. Przecież ja z nim nie będę grać w te głupoty. Łeb mi pęka od tych wrzasków, jak przyjdzie do niego Grzesio, to szaleją okropnie. Wyżerają wszystkie batony i co tam słodkiego znajdą.
- Oj, nie narzekaj, jak zje jednego batonika to świat się nie zawali.
- Jednego? nie rozśmieszaj mnie, ja codziennie muszę mu kupić 5, jeszcze rogala sewendejsa do szkoły. Kanapek jaśnie pan nie ruszy, no to chociaż Kubusia wypija, żeby jakieś witaminy miał. W domu też na obiad najchętniej jadłby pizzę, warzyw żadnych, bo w zęby kłuje. Zapisałam go w szkole na obiady, ale nie jadł, to przecież nie będę płacić za nic. Daję mu apetizer, bo tak zachwalają, ale powiem ci, że to nic nie warte jest.
- No to nieźle. A w szkole jak on się zachowuje?
- Boszsz, ty się uparłaś, żeby mnie dzisiaj zdenerwować. On w szkole jest nieznośny, oczywiście jak uda mi się go tam zaciągnąć.
- Nie chce chodzić? Nie dziwię się, teraz te szkoły to masakra.
- Chodzić to nawet chce, tylko dobudzić go rano nie mogę. Śpi jak zaklęty rycerz, o siódmej jest nieprzytomny, chyba zacznę mu dawać kawę, ale nie kofeinę to ma przecież z coli. Nie sposób go zagnać do łóżka, północ na zegarze, a on jeszcze na tablecie siedzi, nieraz to o pierwszej mu gaszę światło, a on jeszcze się rzuca, że musi coś ważnego zrobić.
- Nie pomyślałaś, żeby mu zabrać elektronikę z pokoju? żeby mu wyznaczyć czas na granie?
- Ja nie mam siły się z nim użerać. Jak kiedyś Adama nie było w domu a ja się uparłam, że nie dam mu laptopa, to zdemolował mi pokój. wszystkie książki wyfrunęły na podłogę, już zaczęłam się go bać. Jak jest Adam, to się go słucha. Jeszcze.
- No to jak w tej szkole jest?
- Pani mówi, że są dni kiedy jest znośnie, ale są dni kiedy lata po klasie, szturcha kolegów, zabiera im rzeczy, na przerwie lata jak szalony, no przecież krzywdę sobie jakąś zrobi. No i oczywiście nie uważa, kręci się, gada, nie słucha co pani mówi, nie zapisuje sobie co zadane, potem nie odrabia lekcji. Słabo jest. Ledwie czyta, a przecież taki inteligentny.
- A jak na wuefie? Jakiś sport polubił, chłopaki to chyba w nogę teraz grają, Lewandowski motywuje.
- Co ty? fifę mają na kompie, to biegać za piłką im się nie chce. Nie wiem, czy nie zwolnię go z wuefu, bo zapoci się tam, a potem przecież inne lekcje, nie przebierze się porządnie, ciągle łapie jakieś infekcje, powiem naszej lekarce niech mu napisze jakieś zaświadczenie, że ma astmę albo co.
- No w sumie, jak chodzi do szkoły, to trochę się rusza, z kilometr macie nie?
- Coś koło tego, ale on nie chodzi, wożę go, bo mam pewność, że się nie spóźni. Z powrotem też, wiesz te plecaki mają takie ciężkie. Kto to słyszał, żeby dziesięciolatki tyle dźwigały.