Co kupić dziecku na gwiazdkę?

pomysł na prezent dla dziecka
Photo by Chris Benson on Unsplash

Święta, urodziny, spotkania rodzinne. Idziemy z kwiatami dla pani domu, butelką dla pana, a jeszcze coś dla dziecka/dzieci. Dobra, to kupimy w kiosku po drodze, albo w kwiaciarni. Figurkę reniferka. Dziecko na pewno się ucieszy, one cieszą się z byle czego przecież. Podpowiedzieć ci z czego ucieszą się bardziej?

Żywe zwierzę 

Jakby udało się pozyskać jeża, to wygrałeś. Będziesz ulubionym wujkiem. Nie, taki spod kół, lekko płaski i mało ruchliwy nie może być. Jak nie znajdziesz jeża może być szczeniaczek (najlepiej Amstaf albo york), w najgorszym razie chomik, lub królik miniaturka (dorasta słusznych rozmiarów – wspaniały kompan dla dzieci). Rodzice mogą się krzywić, ale oni nie zawsze wiedzą co jest dobre dla dzieci. Przecież zwierzątko uczy odpowiedzialności, a poza tym ono kocha. To co z tego, że maluch ma trzy lata? Wcześnie trzeba bratać się z przyrodą.

 Sanki, narty, jabłuszko

 Pamiętasz jak z dzieciakami śmigaliście z górki? Na sankach albo całkiem na tyłku. Mega zabawa, do domu się wracać nie chciało. Koniecznie zakup dla znajomego szkraba – niech się uczy. Hm, śniegu może nie być na nizinach, ojejku, to po domu pojeździ. Rodzice odetchną, będą ci dziękować.

Pluszak 

Wiadomo, dzieci uwielbiają pluszaki, że rodzice się krzywią? Weź, nie żartuj. Zapoluj na borówkę Bożenkę w biedronce, czy jak jej tam, będzie szał. Puzzle Osiem tysięcy części, będzie na lata. Dla całej rodziny bliższej i dalszej. Po piętnastu latach dadzą komuś innemu, w ten sposób uszczęśliwisz masę osób.

 Zabawka, która gra i świeci 

Albo raczej daje po gałach i urządza nieprawdopodobny rejwach. To tygrysy lubią najbardziej. W ogóle kilka takich. Zwróć uwagę, czy da się wyłączyć czy też musi wygra się cała. Drugą opcję bierz. Jak nie lubisz dzieciaka za bardzo, nie kupuj baterii – ubaw po pachy.

Ubrania 

Dzieci uwielbiają dostawać sweterki, albo śniegowce, albo sukieneczki różowe i falbaniaste. Ich matki jakoś mniej, nie wiem, czy wynika to z zazdrości? W końcu chcesz sprawić radość małej modelce, nie jej mamusi. Nie zastanawiaj się nawet.

 Gra planszowa 

 Taka wieloosobowa, niech spędzają czas razem. Że tata jeździ na Tirach, a mama wraca późno? Czy to twój problem? Niech się zainteresują swoim potomstwem, i jego prawidłowym rozwojem. Ty zrobiłeś co mogłeś.

Zabawka edukacyjna

 Zapytaj w sklepie o najbardziej edukacyjną ze wszystkich. Nie ważne dla jakiego wieku, do literek to dziecko kiedyś dorośnie, teraz najwyżej sobie pobada buzią, też dobrze, taka sensoryczna stymulacja.

Słodycze

 Dużo słodyczy. Wiem, wiem, rodzice zabraniają, pewnie dlatego, że sami pokątnie pożerają biednym dzieciom. Przypominam zasadę: Dziecko masz uszczęśliwić nie matkę i ojca. Podpowiem ci, że jak wręczysz dziecku prezent zacznij rozmawiać z rodzicami o jakichś emocjonujących rzeczach. Przygotuj sobie wcześniej:
 - A słyszeliście, że ta z trzeciego, co była z naszym Markiem pokazuje się z takim rudym? Chyba trzeba mu powiedzieć?
 Jak się wkręcą, zapomną sprawdzić co jest w torebce, przejdziecie do salonu, dziecko w tym czasie wszystko pochłonie. O to jestem spokojna. Że może mieć potem niestrawność? No coś niech ma z tych świąt.

Podróba

Jak już naprawdę nic nie znajdziesz, albo kasy ci szkoda, kup jakąś chińską podróbę lego, albo kucyka Pony lub co tam jest na topie. Zapytasz na bazarku, powiedzą ci. Najwyżej dziecko więcej czasu poświęci na montaż. Ale jakie to rozwijające. Co jest fajnego w klockach, które zawsze pasują? Nuda. A tego byśmy nie chcieli. Ma być radość, fajerwerki i iskierki w oczach co nie?

Nie lubisz świąt? No coś ty?

szopka, święta,
Photo by Ben White on Unsplash

Przeginka, przeginka i jeszcze raz przeginka - dlatego nie lubimy świąt. Zwłaszcza tych grudniowych. Zaczyna się już w listopadzie.

Internety

Huczą od przypominania, że święta idą. Kto ma konto na insta wie o co chodzi, zaraz jak zakończymy foty dyni i wrzosów zaczyna się naparzanie światełkami choinkowymi, prezentami, fotami dzieci w strojach elfów, fotami elfów w strojach reniferów i tak wkoło. Nastrój, świeczki i udawana radość.

Czy umyłaś już okna?

To w pracy. Wszystkie kobiety pytają codziennie jak stoisz ze sprzątaniem? czy okna umyłaś? dywany wyprałaś? W sklepach ciągle wpadasz na cudowne płyny i magiczne ściereczki, które ci umyją, wyczyszczą, wszystko w promocji. Szkoda, że bez ciebie tego nie zrobią. A jak ty nie masz bielutkich firanek, bo nie masz w ogóle firanek? A jak ty nie będziesz nabłyszczać swoich paneli imitujących stary dąb sonoma?

A prezenty? czy już wszystkie kupiłaś?

A gdzie? A co? A promocja była? Nie można wejść do sklepu po tonik, bo ludzie kłębią się jak dżdżownice w kompoście. Uwijają , żeby obkupić całą rodzinę w przedmioty, żeby broń Boże o nikim nie zapomnieć. Bo święta. Bo to taki jeden dzień w roku. Najgorzej mają dzieci, bo tu już nie ma litości, zostaną obsypane pakunkami, nawet jak mają trzy miesiące i nic z tego nie kumają, nie ważne. A przedtem jeszcze molestują te dzieciaki listami do świętego Mikołaja, który wrogo obserwuje z niebiosów i skrupulatnie notuje wszystkie przewinienia.
Gdyby nie reklamy, co byś kupił dzieciom na gwiazdkę? No super, że telewizja rozwija i pokazuje trendy.

W tym roku u ciebie grzybowa czy barszczyk?

Bo wiesz, dwanaście potraw to minimum. Siedź teraz i wymyślaj człowieku, kombinuj, żeby było po staropolsku, albo  kuchnia fusin, byle nie molekularna, bo nie dasz rady. Jak już wymyślisz, to leć na zakupy, gotuj, piecz. nie ważne, że nikt tego nie zniesie i po zupie, ewentualnie małej rybce, macie dość. Ale musisz koniecznie wszystkiego spróbować. Najwyżej wyjdzie uszami.

Dlaczego w biedronce ludzie tratują się wózkami?

Bo jeszcze  trzeba pół tony cukru, osiem zgrzewek kokakoli, a śledzie w promocji - o, to kupmy pięć kilo, bo w śmietanie, w oleju, w occie i w czym popadnie, no i koniecznie tonę mandarynek, a jeszcze karp. Co niedobry, bez karpia nie ma świąt.

Opłatek 

Ja mieszkam akurat w mieście bardzo tradycyjnym, gdzie po opłatek nie idzie się do kościoła, on przychodzi do domu. Razem z organistą z parafii. Jestem wierząca, opłatek rzecz normalna, ale ten organista przychodzi zawsze nie w porę, zawsze wtedy, kiedy nie mam drobnych, a zwyczaj każe odwdzięczyć się za fatygę. Bywa też tak, że czekam do za pięć dwunasta i nie wiem, czy już był i mnie nie było?  Poczekać jeszcze czy kupić w kościele? Znowu stres.

Spotkania wigilijne czyli tak zwany śledzik

Jeśli pracujesz w kilku miejscach, albo zapraszają cię na takowe spotkania - to słabo. Tydzień przed świętami tych śledzików jest masa, wszędzie potrawy wigilijne w ilościach hurtowych. Pyszne, pewnie, że pyszne, ale jak siadasz do kolacji 24 grudnia, to nie możesz patrzeć na pierniki, na śledzie, na pierogi, kutię. A tak czekałeś. Cały rok. Nawet kompot z suszonych owoców już robią w kartonie. Do tego dzielą się z tobą opłatkiem. Wiesz, że niewierzący, wiesz, że mają w dupie, ale tradycja. Kolędy śpiewają, o Bogu, w którego istnienie nie wierzą. Jak to Fisz  śpiewał: "tu nie ma Boga, tu jest nim on" On-pieniądz.

Choinka

Być musi, nawet jak nie masz miejsca, kombinujesz co by tu? Jakie trendy w tym roku? czy na srebrno? czy może złoto i czerwień? A może słoma?

Wszystko to sprawia, że w tym najważniejszym dniu masz dość, jesteś wykończona, jak zwykle pokłócisz się z całą rodziną o głupotę, a miało być tak pięknie. I jak co roku rodzi się pytanie: O co tutaj chodzi? Dodatkowy talerz dla wędrowca, który nie przyjdzie, bo drzwi zamknięte na trzy zamki, dziadek nieudolnie przebrany za Mikołaja, dzieci wyglądające czy już jest. Pierwsza gwiazdka. Kolędy z płyty. Może pasterka - bo taka tradycja. No i szkoda, że znowu nie ma śniegu.

Jak dobrze mieć dziadków- tekst bardzo przewrotny

Photo by Nick Karvounis on Unsplash

Nie pozwól dziadkom wychowywać twoich dzieci. Czyli twoim lub twojego męża rodzicom. Pewnie powiesz: wiem, nie pozwalam, oni tylko zajmują się maluchami kiedy jesteśmy w pracy.


My i Wy ?

kobieta, kawa, łóżko
Photo by Samantha Gades on Unsplash
Taki plan miałam: napiszemy wspólny post z blogerką młodego pokolenia    http://bardzoswojadroga.blogspot.nl/ Ona napisze czego nienawidzi u rodziców, ja - czego nienawidzę u dzieci. Mowa o gimbazie i później. Ja napisałam tak:

1. Wieczny bałagan w pokoju


Nawet gdyby sprzątał tam od rana do wieczora i tak znajdziesz w jego pokoju wszystkie kubki, talerze i łyżki z kuchni. Niby tak wszystko olewa, a je jak Francuzik. Cząstka mandarynki – talerzyk, banan – talerzyk (dwa, bo jeszcze jeden na skórę), ciasteczko – talerzyk, kokakola – szklaneczka vel kubeczek (choć normalnie pije z gwintu). Ale za to kanapka z majonezem, ketchupem i musztardą idzie goła – po czym ląduje na pościeli, a okruchy w dywan (mimo współpracy z kotem, który jednak słabo kuma te sprawy). Na biurku jest wszystko, łącznie z podręcznikami z piątej klasy, nie wiedzieć czemu oraz strojem na WF sprzed trzech lat (oczywiście niewypranym). Z kosza na śmieci wywala się wszystko co tam mogło trafić, chyba prócz papierów po batonach i butelek po soczkach – bo te są w szufladach ze skarpetami. To tylko szumna nazwa, bo skarpet tam nie uświadczysz, należy ich szukać raczej w łóżku lub pod nim, ale raczej pojedynczo. Lepiej nie otwierać szafy. Albo wszystko wywali się na ciebie,albo co gorsza znajdziesz tam swoją najlepszą sukienkę pociętą w esy floresy, lub niedawno praną bluzę, wymiętą i z plamą dżemu na piersi. Jest jeden plus tej sytuacji – jak musisz wyładować swoją długo przechowywaną złość, wystarczy przestąpić próg tego pokoju, a pretekstów masz miliony.


2. Telefon


Zawsze w dłoni, podczas śniadania, podwieczorku czy obiadokolacji. W kinie, w kościele, na plaży. Chude paluszki wiecznie klikają z szybkością karabinu maszynowego, gębusia już to ucieszona, już to pochmurzona. Wszystko bierze się z ekranu. Zasypia i budzi się z nim. Nie próbuj odłączać od netu, bo znajdzie wyjście (za twoje oczywiście moniaczki). Jak akurat paluszki nie piszą, to oczki oglądają najnowsze filmiki youtuberów, lub uszki słuchają lektury szkolnej, bo kto by tracił czas na czytanie?


3. Magiczne słowo


Idź do sklepu ZARAZ, posprzątaj – ZARAZ, wyjdź z psem – ZARAZ, wyrzuć śmieci – ZARAZ. Słowo jest bardzo magiczne, bo „zaraz” oznacza wszystko i nic, jest to jakiś przedział czasowy, ale nikt nie wie ile dokładnie. Może być godzina, może być miesiąc, albo nigdy. Rodzic nigdy nie może powiedzieć ZARAZ, bo wtedy rozpoczynają się (patrz punkt 4)

4. Niekończące się dyskusje


Przeważnie wtedy, gdy próbujesz coś uzyskać, musisz długo tłumaczyć dlaczego właściwie, tak chcesz wykorzystać uciskaną jednostkę, która w tej rodzinie ma najgorzej, rzecznik praw obywatelskich na pewno stoi po stronie tejże jednostki, a babcia to już na pewno. Po powrocie z wywiadówki to samo, dowiadujesz się o wielkiej nieuczciwości i niesprawiedliwości, a w ogóle to wszyscy mają takie same oceny, a nawet gorsze (i nic to, że na własne oczy widziałeś, że jest inaczej), a poza tym, wy dorośli to jesteście beznadziejni.


5. Wychodzenie z domu do nikąd


- Gdzie idziesz?
- Nigdzie.
- Kiedy wrócisz?
- Nie wiem. (albo ZARAZ)
I siedzisz w tym domu jak dupek i nie wiesz czy nie wraca, bo wpakował się w kłopoty, miał wypadek, napadli go złoczyńcy. Na pewno coś się stało, bo nie dzwoni i nie odbiera telefony – ukradli mu na pewno, pobili i wrzucili do rzeki.
A ten wraca zadowolony, nie słyszał telefonu, no nie miał jak sprawdzić która godzina. I co z tego, że pół dnia tłumaczysz, dochodzicie do porozumienia, że ma wracać najpóźniej o dziesiątej, tak przysięga, że się będzie stosował. I co z tego, że obiecał?

6. Mamo wyluzuj


Zawsze jak ci ciśnienie podniósł, bo zgubił pieniądze na ubezpieczenie, zapomniał odebrać brata z przedszkola, nie kupił chleba. Weź wyluzuj.

7. Zamieszkiwanie w łazience


Zwłaszcza rano, ilekroć próbujesz tam wejść – zawsze zajęte przez tego okropnego gimbusa. Po powrocie ze szkoły i wieczorem to samo. Puszcza wodę bez opamiętania, siedzi tam godzinami, a jak już wychodzi z miną mówiącą: mamo wyluzuj (chociaż już rozważałaś czy by nie iść do sąsiadów, bo zaraz zlejesz się w gacie). W łazience woda po kostki, w tej wodzie ręcznik, papier toaletowy i inne drobiazgi, włosy oczywiście też są, ale w wannie. Jak mu każesz wytrzeć podłogę, to oczami przewraca, mamrocze pod nosem niecenzuralne wyrazy, co wkurza cię jeszcze bardziej. Masz wybór: albo czekać, aż wytrze podłogę, co trwa tyle, że twój pęcherz ci nie podziękuje, albo zrobisz to za niego, strasznie to niewychowawcze, ale masz szanse wysikać się jak człowiek.

8. Kreatywne mycie naczyń


Zanim znajdzie odpowiednią muzykę (musi jej szukać wieki, tak jakby nie miał pod ręką jutuba), założy słuchawki mija pół dnia. Zabiera się do rzeczy oczywiście inaczej niż ty, jakoś mało ekonomicznie. Najpierw myje niebieskie, potem białe, o te łyżki takie błeee, trzeba na nie lać długo wodę. Gary? O nie gary też mam myć??? Po czym można poznać, że skończył (on ten nastolatek, ale to może być też ona)- po tym, że w zlewie - syf, na podłodze wokół – syf, na blatach – syf. Miał przecież umyć naczynia, nie było mowy o myciu zlewu, szafek i podłogi.

9. Bliskość szczególna


24 godziny na dobę jest obok ciebie, nawiązuje rozmowę metodą zdartej płyty. To taka bliskość wymuszona, występuje wtedy, kiedy gimbusik chce coś od ciebie, więc nie odstępuje na krok i przynudza, Ty mówisz nie, nie, nie, nie, nie wiem, nie wiem, nie wiem,może, tak przemyślę, nie wiem kiedy, nie wiem, jutro, nie wiem kiedy jutro. Dobrze dziś daj mi spokój, tak, dobrze, ale ostatni raz. Po bliskości nie ma śladu, twoje dziecko odchodzi do swojego pokoju krokiem zwycięzcy. Pytasz czy napije się z tobą herbaty? Patrzy na ciebie jak na kosmitę.

10. Najważniejsze rzeczy załatwia się pięć po


Deadline to pojęcie bardzo względne. Podpisać ważne dokumenty musisz, ale to musisz wtedy kiedy już zamykasz drzwi od zewnątrz. No jak to nie wrócisz? Musisz. Daj natychmiast 25 złotych, coooo? Jak to nie masz drobnych, musisz mieć. On musi już iść do szkoły, nie będzie czekał, aż wyjmiesz z konta, to i tak było na tydzień temu. Na jutro trzeba do szkoły przynieść zdjęcie do legitymacji, mamooo, nie masz? Zgodę podpisz! Oj nie mam czasu mówić na co, dowiesz się, ale podpisz pliz, pliz, pliiiz

Myślałam, że przedstawicielka młodzieży napisze o tym jak zrzędzimy, jak się czepiamy, jacy jesteśmy małostkowi. I szczena mi opadła. Oczywiście dała mi do zrozumienia, gdzie ma moje pomysły, napisała po swojemu:


Rzucono mi wyzwanie do napisania tekstu zaczepiającego blog inny związany z wychowaniem dzieciakowni przez znaną mi osobę. Jest to nie lada wyczyn, bo tekst ten bardziej wyrywa mnie z mojej ścieżki, a zmusza wręcz do cofnięcia się wiele, wiele wstecz. Z drugiej strony nie czuje się całkowicie na siłach wchodząc w ten temat, bo w pewien sposób dotyczy szablonowej rodziny I chodź dysfukncje mojej własnej nie są zbyt chwalebne równie jak u innych, ale wydaje mi się, że w jakiś sposób wyrosłam nie do końca przeżywając okres nienawiści do nierozumiejących mnie rodziców, ale to zawdzięczam głównie jednej osobie.
Temat padł: 10 rzeczy, których nienawidzę w rodzicu I te 10 rzeczy tu dzisiaj nie padnie.
Po przeciwnej stronie barierki: https://www.facebook.com/idziecimamy/ I 10 rzeczy, których nienawidzę w dziecku.
Pierwsze rzeczy, które mi przychodzą do głowy, to moje gówniarzerskie niedocenianie niesamowitej osoby jaką jest- matka. Właśnie, MAMA. Nie wszystkie potrafią zostać dziecka autorytetem, czasami im z tym dalej niż do księżyca, a to w niej tkwi ta podstawa kim się stajemy. Moja do idealnych absolutnie nie należy I chwała Bogu, bo bym się może od niej niczego nie nauczyła. Ale jest, najsilniejsza osoba jaką znam, która stara się być szczęśliwa w tych kiepskich czasach I próbuje mnie zarazić tym. Ma wad milion, tak jak I ja, ale ta wieczna walka o swoje, czyni ją wyjątkową.
Nienawiść mi nie pasuje tu kompletnie, więc sobie słowo to przeinaczę na swoje. Jako właśnie takie dziecko najbardziej nie znoszę, kiedy rodzic się poddaje, zamyka w sobie I nie walczy o dziecka dobro. Prawdopodobnie jest to pogląd wyidealizowany, ale wydaje mi się, że dla dziecka powinno się chcieć zrobić wszystko, wyrwać z każdej błony I warstwy swoich problemów, szczególnie tych siedzących w głowie.
Jak byłam dzieciakiem, to wydaje mi się, że duży problem tkwił w tym, że się czuło niezrozumiałym, a przynajmniej nie zawsze. Dopiero po latach człowiek wali się w łeb za swoje głupoty. Pamiętam jednak, że z moją mamą zawsze mogłam się podzielić swoimi problemami, a ona wyrażała swoją opinię, ale decyzja zawsze była moja, bo to zawsze było moje życie, nie mojej mamy, moje I konsekwencje również moje.
Chciałabym powiedzieć, że za trzymanie mnie w ryzach, ale w moim przypadku tak nie było. Od małego pozwalano mi latać za życiem, zaniedbać różne obowiązki, kiedy w grę wchodziła większa stawka, ale dodało mi to więcej wrażliwości niż urywania się ze smyczy.
Tak sobie myślę, w co ja się wdałam wrobić. Nie wyobrażam sobie rzeczy, za których mogę kogokolwiek nienawidzieć, a już szczególnie ludzi, z którymi żyć było ciężko, kłótnia przychodziła na codzień, ale mnie kochali szczerze.
Za niesamowicie smutne w rodzinach dysfunkcyjnych uważam problem z okazywaniem sobie uczuć. Człowiek potrzebuje dotyku drugiej osoby, przytulić się, powiedzieć, że kocha, ale przychodzi to z niesamowitym trudem. Czasem dużo łatwiej o czułość przyjaciół niż w domu rodzinnym.

I ludzie, proszę was, łatwo wejść na ściężkę niekończących się pretensji, cięższej jest na sobą I relacjami pracować, ale czy nie lepiej jest się skupić na tym, co jest w innych niesamowite, zamiast na tym co mi sprawia ból, co uwiera?




Tak, że ten.