Matczyna depresja

kobieta, zmęczona, depresja się czai
Photo by frankie cordoba on Unsplash
Nie znam matki, która by tego nie przeżyła. Znam natomiast dziewczyny, które nigdy o tym nie mówiły nikomu, znam też takie, które nawet myśleć nie chcą, że może to ich dotyczyć.

Przecież jestem kobietą, urodziłam dziecko (albo dzieci), cały świat zrobił co w jego mocy, żebym była teraz szczęśliwa. Jak więc mogę nie być? Może powinnam się bardziej postarać. O tak, to na pewno. Wkręcamy sobie, że oto ja, bezużyteczna kobieta, całymi dniami siedzę w domu z dzieckiem, nie zarabiam pieniędzy, nie wyglądam jak modelka, nie dość, że nie jestem szczęśliwa, to nie radzę sobie sama ze sobą. Nie mówiąc o porządku w domu, o pełnym i całkowitym oddaniu się maluchowi, o zadbaniu o siebie, o zadbaniu o partnera, męża, chłopaka czy kogo tam jeszcze. Na dodatek jestem opryskliwa. Bo do cholery czemu mają służyć te ciągłe pytania, albo teksty teściowej:
- Teraz to kobiety mają raj, za moich czasów, to trzeba się było nagimnastykować, żeby herbatę posłodzić, wystać się w kolejce. Nikt nie pomagał, a teraz. Za dobrze macie, w dupach wam się już poprzewracało.
- …
No bo co masz powiedzieć? Że wcale nie? Może rzeczywiście to ja jestem jakaś niezaradna sierota. Na pewno, bo jak okiem sięgnąć wszędzie mamusie doginają z wózeczkami, w nienagannym makijażu i kiecce, mają czas na siłownię, a jak nie to z dzieciakiem ćwiczą. Jeszcze pamiętają o tym, żeby zrobić fotę i wstawić na insta. Mają czas na urozmaiconą dietę, na wyprzedaże, na kawkę z kumpelą i na randkę z facetem swoim. Cholera co jest ze mną nie tak?

Wstaję rano, pełen zlew garów, ciuchy wszędzie, pralka pełna, mały znowu płacze. Może ogarnę trochę jak będzie miał drzemkę. Teraz szybko kawa i coś na ruszt, bo zaraz zabawki idą w ruch. Śniadanko dla dziecka, dobrze,że istnieją błyskawiczne kaszki, ta ostatnia nawet nie jest wypluwana w całości. Tylko co druga łyżka. Kurczaki - podłoga do mycia, i to już, bo mały zaraz po śniadaniu wybiera się na polowanie pod stół. Oj, mogłam wstać godzinę wcześniej, to może bym zdążyła? Aha, ciekawe jak, skoro nocne pobudki wczoraj były co czterdzieści pięć minut plus godzinna zabawa w zasnę albo nie zasnę. Rano zapomniałam jak się nazywam. Dobrze, że słońce nie świeci, bo jakbym zmrużyła oczy, to miałabym problem z otwarciem ich. Zabawił się w łóżeczku, lecę szybko pod prysznic, może zdążę głowę umyć nawet, choć wątpię. A jeszcze przed drzemką trzeba skoczyć do sklepu po coś na obiad, bo wszystko wyszło, a na duże zakupy dopiero pojutrze. I ten cholerny obiad. Wczoraj była grzybowa, to dziś może spaghetti z sosem ze słoika, bo nie dam rady inaczej. Nie ma mowy, żeby były dwa dania. A tyle książek dostałam na gwiazdkę, nawet strony nie przeczytałam. W ciągu dnia nie ma szans, wieczorem śpię na stojąco, a jak już coś przeczytam, to z netu na temat rozwoju niemowląt. W tym tygodniu będzie masakra, bo szczepienie, bilans, w czwartek Romek wyjeżdża, wróci dopiero w sobotę, więc zakupy trzeba będzie odłożyć na niedzielę. Niedziela nie będzie dla nas zatem.

Masz dość? To tylko zarys mojego mamusiowego dnia. Do tego jeszcze masa rzeczy, których nie wymieniłam i jeszcze więcej tych, których nawet nie przewiduję. Czy czytałam poradniki dla mam? Pewnie, że czytałam, nawet próbowałam wdrożyć dobre rady typu: wyśpij się, poproś o pomoc, idź z mężem na randkę, ustal sztywne ramy dnia, rozdziel obowiązki, planuj, nie przejmuj się to przejdzie. Tak na pewno, przejdzie na kogoś innego. Wkurzające jest to borykanie się z dobrymi radami, próbujesz, gimnastykujesz się i nie działa. Co z tego, że mama zostaje z małym jak dzwoni co godzinę, albo zostaje z taką miną, że wychodzisz z domu z mężem i wyrzutami sumienia, wracasz najszybciej jak to możliwe. W progu słyszysz:
- Jak to możliwe, że on przy tobie nie śpi, teraz spał jak aniołek dwie godziny, poprasowałabym ci rzeczy, ale wiem, że tego nie znosisz (aha, bujać to my).

Mam nadzieję, że nie spodziewasz się złotych rad, wiesz już, że ich nie ma, nie dostaniesz tu porcji motywacyjnych historyjek, nie dostaniesz też kopa, jedyne co chcę żebyś wiedziała, to stara prawda, że nic nie trwa wiecznie, kiedyś to minie, może będzie nawet lepiej. Spróbuj zadomowić się w tym bałaganie i nie wymagaj od siebie i innych za dużo. Już umiesz pójść spać ze świadomością pełnego zlewu. Pora na kolejny krok, nie miej z tego powodu wyrzutów sumienia. Będziecie się z maluchem świetnie bawić jeśli sobie na to pozwolisz. Że co? Że miało być inaczej? No i co z tego? Oglądałaś „Jasminum”? Obejrzyj, a jak cię zapytają co robiłaś cały dzień? Powiesz:
- Nic. I co się dziwisz?










42 komentarze:

  1. Bardzo dobry wpis, pochłonęłam jednym tchem! Przy pierwszym dziecku bardzo się tyrałam psychicznie, teraz mam w nosie bałagan i gary. Ogarniam gdy mam czas - czyli zwykle na szybkiego w weekend gdy jest mąż. Na szybkiego by móc spędzić ten weekend w komplecie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bałam się, że przegnę. Temat jest delikatny, każda z nas przeżywa to inaczej.

      Usuń
  2. Ja nauczyłam się odpuszczać i nie wymagac za wiele i od eazu jakoś lżej. Ps. A i bue patrzę na te "odpicowane" mamusie 😂🤣

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja idę zasadą nie różu, który wszyscy zakładają w roli mamy, tylko szarości... Wtedy spotykają mnie czasem różowe niespodzianki, a nie zabija czerń frustracji. Pozdrawiam ciepło ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie każda z nas tak umie, te różowości są pociągające, włącza się takie myślenie życzeniowe i... kolejny upadek boli. Pomyślałam też, że my mamy tak mało się wspieramy, raczej idziemy w stronę oceniania, porównywania i złośliwości. Oczywiście są wyjątki. Pozdrawiam kolorowo :)

      Usuń
  4. Nie jestem jeszcze mamą, ale wszystko w swoim czasie. Super wpis. Wrócę tu w swoim czasie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Momentami miałam wrażenie jakbym czytała o sobie. Chyba obejrzę wieczorem Jasminum, bo pamiętam, że to była prawdziwa kopalnia dobrych, życiowych tekstów, a część z nich już zapomniałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też jak tylko sobie o tym filmie przypomnę to chcę jeszcze raz :)

      Usuń
  6. Mam już duże dzieci. Przy pierwszym starał sie robić wszystko samo bo tylko jak przeciez wiedziałam co dla mojego dziecka jest najlepsze. Przy drugim już odpuściłam, pomagał mi mąż, rodzice moi zabierali dzieciaki na weekend ja odpoczywałam kiedy tylko miałam okazje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam to, pierwsze dziecko to ma w ogóle najtrudniej, nie dość, że jest jedno i na nim się skupiają wszystkie nasze nalepsze pomysły na życie, to jeszcze te pomysły najlepsze nie są :) i to dopiero weryfikujemy przy kolejnych narodzinach. Pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Na początku walczyłam, że przecież może być jak wcześniej. Ale nie może a niezdolność zdania sobie z tego sprawy doprowadza do wielkiej frustracji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, szczęśliwe te dziewczyny, które potrafią odpuścić wcześnie, zanim upadną na glębę :)

      Usuń
  8. Post wpisuje się w trend nieperfekcjonizmu dla mam i to się bardzo chwali.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jasne, że to wszystko znam. Mam dwójeczkę, jest wesoło, i roboty jest full. Ale też już mniej się spinam. I wcale się nie dziwię ;) A Jasminum iwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magdo M. równa z Ciebie babka :) czemu ja też się nie dziwię ?

      Usuń
  10. Ja jestem bardzo zadomowiona w bałaganie, gorzej z rodziną ;) Pracuję zdalnie z domu przynajmniej 2h dziennie, ale staram się dobijać do 4h - praca może odbywać się, gdy dziecko śpi w ciągu dnia albo wieczorem (przez co zarywam noce :/). Zarabiam lwią część domowego budżetu, ogarniam zakupy, wydatki, pranie, sprzątanie i inne domowe sprawy, nie mam nikogo do pomocy przy dziecku, a i tak słyszę od progu "Pozmywałaś? Co tu się dzieje (zabawki porozrzucane po pokoju, no co się dzieje - codzienne życie się dzieje)? Pranie powiesiłaś?". Nie zgadzam się na takie traktowanie, więc wieczór zazwyczaj nie jest czasem odpoczynku, a kłótni :( Moja mama i druga babcia jeszcze dokładają - bo Wy tak mało spacerujecie (no tak, zaledwie 4km 3x w tygodniu na rehab, psychologa i muzyczkę, do tego łikendowe wypady nad Wisłę i w inne tego typu miejsca), bo Wy coś tam, albo co innego... Czy da się w takim środowisku normalnie żyć!? Nie dziwię się, że tyle mam jest w depresji, bo to jest po prostu nie do zniesienia :( Warto o tym pisać i poruszać ten temat!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, przypomniałaś mi o zmywaniu, jak to jest, że wiecznie z tego zlewu wylewa się niezliczona ilość brudnych garów? Codzienne życie tak się właśnie dzieje. Skąd my mamy (no może nie wszyscy my) taki obraz idealnie wysprzątanej chałupy? Jak się żyje to się brudzi (jak one te ludzie brudzo - Stanisława Celińska), więc po co ciągle usuwa się ślady życia zewsząd? Nie daj sięMagda :) :) :)

      Usuń
  11. Spinałam się na początku, a potem oprzytomniałam. Przecież ja wcale nie muszę mieć wszystkiego naj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, chociaż często jest tak, że mama owszem nie musi, ale już jej dzieci tak. I ona staje na rzęsach żeby miały co sprowadza się do tego samego. pozdrawiam :)

      Usuń
  12. Sama prawda. Dokładnie takimi słowami opisywałam moje pierwsze miesiące po porodzie. Jednak w końcu miesiące pracy nad sobą, pozwalają mi olewać to, na co nie mam wpływu. Nie zawsze jest łatwo, nie zawsze jest kolorowo. Ba! a obiadu w domu (mając jedno dziecko!) często nie ma na czas i mąż zakasuje rękawy wracając do domu po pracy. Całe szczęście, że jest masa tych pozytywnych stron na których staram się koncentrować. Inaczej, faktycznie, szło by raczej w kierunku depresji, bo kolorowa rzeczywistość Insatgrama i okładek czasopism, zupełnie nie pomaga...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pomaga, czasem bliscy też nie pomagają. Nie każda z nas też potrafi zobaczyć swoje życie pozytywnie, nie napisałam tego, ale trzeba dbać o relacje z dobrymi ludźmi, żeby one potem procentowały, żeby nie zostać samą w czterech ścianach, z bałaganem i płaczącym dzieckiem.

      Usuń
  13. Wpis jest wspanialy. Wiele z nas skrywa emocje, tłumi je w sobie i zostajemy same że swoimi problemami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, mądrze gadasz Mamusiowy Świecie :)

      Usuń
  14. Mi się trafiły dwa proste w obsłudze osobnik za niemowlęcia, wtedy nie było dla mnie rzeczy nie do zrobienia przy nich, za to teraz kiedy są starsi różnie bywa, ale nauczyłam się że nie wszystko w życiu musi być idealne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ciekawe, czy osobniki były wyjątkowe, czy może ich mądra matka :) Pozdrawiam

      Usuń
  15. Jutro dzień walki z depresja- artykuł trafiony w punkt

    OdpowiedzUsuń
  16. Macierzyństwo jeszcze przede mną, ale dobrze zdawać sobie sprawę z blasków i cieni, które mu towarzyszą. Morze będę potem rozsądniej podchodzić do tematu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asia fajnie, że masz takie podejście. Pozdrawiam :)

      Usuń
  17. Bycie młodą matka to ciezkie wyzwanie, ale na szczęście duzo sie uczymy o sobie i z czasem latwiej już odpuścić i pogodzić się, że wszystkiego nie musimy ogarniać. Życzę wytrwałości 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też życzę młodym matkom, ja to na szczęście mam daleko za sobą, ale dziewczyny jestem z Wami :)

      Usuń
  18. Pamiętam to uczucie "i co? to już? to wszystko? to na to właśnie czekaliśmy?" Gdy dziecko wreszcie pojawiło się w domu, a rzeczywistość wyglądała nieco inaczej niż się spodziewaliśmy. Były momenty zwątpienia, smutku, bywało też bardzo ciężko, ale jakoś to przetrwaliśmy...przetrwałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Ty jesteś wyjątkowa, Pani Miniaturowo. Bardzo lubię zaglądać do Ciebie, więc nie cukruję, mówię jak jest :)

      Usuń
  19. Koleżanka mi kiedyś mówiła, że obraz macierzyństwa w mediach jest tak przesłodzony, że było jej wstyd się przyznać, że nie "tryska szczęściem 24/7 oraz bardzo długo myslała, że to z nią jest coś nie tak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak jest, ja też czekałam na to wow, patrzcie wszyscy jak fajnie jest, a tu wszystko stoi na głowie i nie ma z czego się cieszyć, a właściwie jest z czego tylko nie ma kiedy :)

      Usuń
  20. W samo sedno! Temat ostatnio bardzo mi bliski. Miałam mały kryzys psychiczny, bo z dzieckiem 24/7 bez jakiejkolowiek pomocy, bo tacy sami w wielkim mieście jesteśmy i poszłam do lekarza, mówiąc mu o tym, że coś nie tak, że jakoś źle się czuję, że może nerwica, a wiesz co usłyszałam?
    Że przesadzam, że wymyślam, że jest mi za dobrze! LEKARZ. Nic o mnie nie wie, ale to mu wystarczyło, by oceniać. Zero wsparcia. Wyszłam, bo łzy mi w gardle stanęły.
    Pozdrawiam wszystkie dzielne matki! :* Tylko matka matkę zrozumie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kinga, jak ja Cię rozumiem, to jest trudny czas, na dodatek ponura zima, i nie można się z tego domu wyrwać nawet na przyjemny spacer. Niestety lekarz dziś to człowiek z innej bajki, nie patrzy na człowieka całościowo, jak masz żelazo w normie to jesteś zdrowa. Nie chcę Ci dawać rad, ale jeśli chcesz pogadać napisz na priv. Bardzo Cię ściskam i pozdrawiam

      Usuń