Photo by Jonas Jacobsson on Unsplash |
Całkiem przypadkiem i zupełnie niechcący byłam wczoraj świadkiem pogadanki dla rodziców na temat wychowania. W szkole. Czego ja tam się dowiedziałam? Czego napatrzyłam? Wszyscy rodzice, a było ich niemało, widocznie obecność obowiązkowa, spęd zorganizowany bardzo dobrze też się napatrzyli i nasłuchali. Co człowiek usłyszy, tego nie da się odsłyszeć.
Prezentacja odczytana beznamiętnym, usypiającym głosem – zapewne przyczyniła
się do narodzin wielu rodzicielskich postanowień. U mnie nie nastąpiły one, bo
prelekcja była nie do mnie skierowana, ja starałam się nie słuchać, no bo w
końcu nie będę korzystała z czyjegoś dorobku na krzywy ryj, a poza tym moje
dzieciątka już na szczęście poza murami szkoły. Ja dobrze czułam, żeby nie
chodzić do szkół moich pociesząt na takie pogadanki, bo chyba bym nie
zdzierżyła.
Wracając do wczoraj, nie chciałam słuchać specjalnie, ale coś mi tam jednak wpadło do ucha i wyjść teraz nie chce. Pani powiedziała (oczywiście nie jakaś z ulicy – ale doświadczony pedagog, albo psycholog z Poradni PP), że dzieci potrzebują do prawidłowego rozwoju zakazów i nakazów, oraz rozbudowanego systemu kar, bo to jakoś w parze idzie. Inaczej się nie da. Rodzice smętnie kiwali głowami, na znak, że są na trzy razy tak, przynajmniej ci z pierwszych rzędów, bo oni byli obserwowani przez kadrę pedagogiczną. A może kiwali na znak, że wiemy, wiemy ale to nie działa? Raczej nie mieli możliwości o tym porozmawiać, bo prelekcja nie zakładała pytań, a już na pewno nie odpowiedzi. A szkoda. Wystarczyło zapytać.
Strasznie mnie wkurza, kiedy tak zwani specjaliści mamią rodziców swoimi tezami z mądrych książek nadgryzionych zębem okrutnego czasu i przez to nieaktualnych jak cholera, nie widząc realnych sytuacji, przykładów z życia, także, a może przede wszystkim swojego. Jakoś tak się niezręcznie składa, że znakomita większość psychologów i pedagogów i nauczycieli i wychowawców ma duże problemy związane z wychowaniem swoich dzieci. Albo inaczej, ich dzieci nie chcą być argumentami potwierdzającymi mądre tezy.
Wracam do zakazów i nakazów – nie muszę być specjalistą żeby wiedzieć, że to co one we mnie powodują, to nie jest wdzięczność do systemu za wielkoduszność, ale wściekłość i bunt oraz spięcie pośladów i zrobienie wszystkiego, aby system oszukać i pokazać kto tu kurna rządzi.
Nie rozumiem zadziwienia dorosłych: to kary też nie działają??? To najlepiej wychowywać bezstresowo? I chamski uśmiech mówiący – co ty wiesz o życiu? Bo nie ma nic pomiędzy, bo jak ojcu tłukącemu syna powiesz, że to lanie nie działa, on ci rzuci w twarz obelgę o wychowaniu bezstresowym. Nie działa ojcze drogi. Gdyby działało, to nie musiałbyś dzieciaka lać tak często, po jednym miałbyś anioła w chałupie. A przypomnij pan sobie, co się działo w twojej głowie, jak twój ojciec zdejmował pasek, albo kabel od żelazka.
Czułeś wtedy, że oj tato, jak dobrze, że mnie teraz skarcisz, spowodujesz tym samym, że ja już nigdy nie wrócę później do domu. Albo: bij tata, bij, bo ja już nie chcę przynosić dwój do domu (no, wtedy nie było jedynek, jak ojciec cię lał). Albo pomoc koledze:
Wracając do wczoraj, nie chciałam słuchać specjalnie, ale coś mi tam jednak wpadło do ucha i wyjść teraz nie chce. Pani powiedziała (oczywiście nie jakaś z ulicy – ale doświadczony pedagog, albo psycholog z Poradni PP), że dzieci potrzebują do prawidłowego rozwoju zakazów i nakazów, oraz rozbudowanego systemu kar, bo to jakoś w parze idzie. Inaczej się nie da. Rodzice smętnie kiwali głowami, na znak, że są na trzy razy tak, przynajmniej ci z pierwszych rzędów, bo oni byli obserwowani przez kadrę pedagogiczną. A może kiwali na znak, że wiemy, wiemy ale to nie działa? Raczej nie mieli możliwości o tym porozmawiać, bo prelekcja nie zakładała pytań, a już na pewno nie odpowiedzi. A szkoda. Wystarczyło zapytać.
Strasznie mnie wkurza, kiedy tak zwani specjaliści mamią rodziców swoimi tezami z mądrych książek nadgryzionych zębem okrutnego czasu i przez to nieaktualnych jak cholera, nie widząc realnych sytuacji, przykładów z życia, także, a może przede wszystkim swojego. Jakoś tak się niezręcznie składa, że znakomita większość psychologów i pedagogów i nauczycieli i wychowawców ma duże problemy związane z wychowaniem swoich dzieci. Albo inaczej, ich dzieci nie chcą być argumentami potwierdzającymi mądre tezy.
Wracam do zakazów i nakazów – nie muszę być specjalistą żeby wiedzieć, że to co one we mnie powodują, to nie jest wdzięczność do systemu za wielkoduszność, ale wściekłość i bunt oraz spięcie pośladów i zrobienie wszystkiego, aby system oszukać i pokazać kto tu kurna rządzi.
Nie rozumiem zadziwienia dorosłych: to kary też nie działają??? To najlepiej wychowywać bezstresowo? I chamski uśmiech mówiący – co ty wiesz o życiu? Bo nie ma nic pomiędzy, bo jak ojcu tłukącemu syna powiesz, że to lanie nie działa, on ci rzuci w twarz obelgę o wychowaniu bezstresowym. Nie działa ojcze drogi. Gdyby działało, to nie musiałbyś dzieciaka lać tak często, po jednym miałbyś anioła w chałupie. A przypomnij pan sobie, co się działo w twojej głowie, jak twój ojciec zdejmował pasek, albo kabel od żelazka.
Czułeś wtedy, że oj tato, jak dobrze, że mnie teraz skarcisz, spowodujesz tym samym, że ja już nigdy nie wrócę później do domu. Albo: bij tata, bij, bo ja już nie chcę przynosić dwój do domu (no, wtedy nie było jedynek, jak ojciec cię lał). Albo pomoc koledze:
- Idź Marek już do domu, poproś mamę, żeby ci dała skuteczną
karę, bośmy przecież trzy zakazy przekroczyli, ja też swojej tak powiem. To dla
naszego dobra Marek.
Kiedy w człowieku przeskakuje ta zapadka i z myślenia: o jak
ja nienawidzę starych, zaczyna myśleć – dobrze, że mnie tłukli, dobrze, że na
nic nie pozwalali, bo nie wyszedłbym na ludzi. Chodzi potem taki osobnik i wciska
te kity smutne. Może robi to z zemsty: dlaczego inni mają mieć lepiej, niech
cierpią, zobaczą jak to jest. Najgorzej
jak zostaje pedagogiem i dalej tak myśli.
Aż wracałam do tekstu, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie przeczytałam źle, ale jednak nie. Jakaś dziwna ta pani pedagog i ogólnie cała ta pogadanka... Ale cóż, pogadanki mają to do siebie, że nie zawsze prowadzone są przez kompetentne osoby w merytoryczny sposób. Druga kwestia to to, ile słuchacze z tego wyniosą...
OdpowiedzUsuńW tym przypadku jest nadzieja, że nie słuchali. Ja też w sumie nie, gdybym nastawiła uszu pewnie więcej ciekawostek bym wyłapała :)
UsuńNa prowadzenie samochodu trzeba mieć prawo jazdy, na wychowanie dziecka już nie. Obserwując współczesnych rodziców widać jaka wiele jest do zrobienia. Tym bardziej, że pedagodzy i psychologowie idą trochę w złą stronę.
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie wszyscy, mam nadzieję, że mądrych jest więcej, choć to tak cicha nadzieja jest :)
UsuńCzęsto to właśnie pedagodzy psycholodzy i pesudospece mają największy problem ze sobą/swoją rodziną..
OdpowiedzUsuńCiekawe czy robiono badania jaki procent "wychowawców" ma problem z wychowaniem swoich dzieci, to ciekawe zjawisko jest.
UsuńMoim zdaniem dzieci to świetni obserwatorzy. Jeśli widzą szacunek w rodzinie, tzw. dobre wzorce to jest im o wiele łatwiej potem przenieść te właściwe "kalki" do szkoły, życia, pracy. Przykład idzie z góry.
OdpowiedzUsuńw zasadzie masz rację, ale coraz więcej rodziców przerzuca odpowiedzialność za wychowanie swoich dzieci na instytucje (najpierw żłobek, potem przedszkole, szkoła), to nie ma prawa się udać.
UsuńA za tę pogadankę to tej pani należy się kara czy nagroda? A może by jakiś rozbudowany system kar, żeby tak od razu pani nie zwalniać.
OdpowiedzUsuńMoże ona kierowała się swoim przykładem :) proponowałabym nagrodę w formie kary :)
UsuńA może ta pani wcale nie edukowała się w zakresie pedagogiki czy psychologii???? No bo na to wygląda... ;/
OdpowiedzUsuńNiestety się edukowała, niestety ma przed nazwiskiem mgr i niestety myśli chyba, że to wystarczy i że nie trzeba się już rozwijać.
UsuńTeż często słyszę dwie skrajności :-)) gdy mówię "Cukier powinno się ograniczyć, bo powoduje choroby" słyszę "To już w ogóle nic nie jedzmy!!" :-D Nawet noszę się z postem na temat....balansu ; bo wydaje się, że nikt nie zauważa jego dobroczynnego wpływu- w ogóle mało ludzi jakoś chyba zauważa, że jest coś takiego jak balans!
OdpowiedzUsuńgdy ktoś mówi "mnie ojciec lał i wyszedłem na ludzi" mam często ochotę powiedzieć :No i co wartościowego robisz ze swoim życiem? Jak wychowujesz swoje dzieci? Jak traktujesz żonę? - bo kurczę..najczęściej słyszę to od mężczyzn, których celem życia jest weekendowy grill z piwem i mecz; żadnych życiowych refleksji.
Czasem pytam po prostu takich ludzi: Czy jesteś szczęśliwy i czujesz, ze Twoje życie ma głęboki sens?
Przemoc rodzi przemoc. W ośrodkach wychowawczych (co za paradoksalna nazwa) są dzieci, które doświadczały notorycznej przemocy = braku miłości.
Natomiast kary.... wolę biblijną karność, bo karność to co innego niż "system kar".
Biblijna karność - ja wiem co masz na myśli, ale na takie hasło od razu czuję, jak w ludziach wzmaga się agresja. Nie rozumieją, więc atakują, myśląc, że tak poszliśmy do przodu(XXI wiek) nie będziemy wracać do przedpotopowych metod, tak jakby poza Starym Testamentem nie było już nic.
UsuńPrzemoc zawsze będzie popychać do przemocy innych!
OdpowiedzUsuńChyba nie takich rzeczy powinno się słuchać na zebraniach rodzinnych, od wykształconych pedagogów, którzy na co dzień spędzają czas z dziećmi...
Mam nadzieję, że założenie było inne, ale z drugiej strony na każdym kroku spotykam ludzi niekompetentnych, więc w temacie wychowania nie może być inaczej. Mam nadzieję, że ta pani to wyjątek.
UsuńZałamałam się tym podejściem. I to powiedział pedagog? Mam nadzieję, że nigdy na niego nie trafię.
OdpowiedzUsuńPrzypadki są tylko w gramatyce ;)
OdpowiedzUsuńOstatnio nie chodzę na pogadanki dla rodziców, ba przestałam chodzić na wywiadówki (zaliczam tylko zebranie dwa razy do roku). Dziś wróciła córa ze szkoły z prośbą o wypisanie z wdż, nauczycielka nawyzywała jej koleżankę z klasy.
OdpowiedzUsuńSpora część nauczycieli czy innych specjalistów tzw. "starej daty" - to pedagogiczna konserwa i beton lub (jak kto woli) dno pełne mułu. Ale część ludzi, ktore obecnie studiują na tym kierunku - wcale nie jest lepsza. Robię teraz pedagofikę jako drugi kierunek po kilku latach przerwy - i przeraża mnie to, co widzę . Ludzie przychodzą na takie studia nie z powołania, tylko dlatego że "to łatwe do zaliczenia - i żadna filozofia zajmować się cudzymi gówniakami".
OdpowiedzUsuń