Photo by Obi Onyeador on Unsplash |
Tytuł mówi sam za siebie, ale jest gwiazdka. Kup mu co chce
ale nie od razu. Poczekaj, poprzyglądaj się czy naprawdę mu zależy.
Przeczytałam fajny post na pewnym blogu (inspirująca historia) i odblokowały mi się wspomnienia.
Mogłabym dać podtytuł:
Dlaczego nie zostałam wirtuozem gitary?
Nie zostałam, bo rodzice kupili mi gitarę. Po prostu.
Oczywiście, że mam im za złe, albowiem widzę siebie na scenie. Z gitarą. Jak
wymiatam, jak biją się o mnie największe zespoły świata. Przepadło, a było tak:
Jako mała dziewczynka byłam równie kreatywna co dziś,
ciekawa świata i otwarta. Czasy trudne, co też ma znaczenie. Miałam z pięć lat,
chodziłam do przedszkola. Pewnego razu w moim sklepie osiedlowym typu mydło i
powidło zobaczyłam przedmiot, który mnie mocno zainteresował. Leżał on wśród
gwoździ, śrubek, blachy ocynkowanej i lepu na muchy. To był taki sklep, w
którym naście lat później kupowałam winyle Oddziału Zamkniętego i TSA (gdzie
indziej nie do zdobycia, ponieważ polityka marketingowa była w naszym kraju mocno
uaktywniająca społeczeństwo: papier toaletowy kupowało się w sklepie meblowym,
a ogórki kiszone w księgarni. Wiązało się to zapewne z tendencjami odkrywczymi,
podszytymi Agatą Christi – leżącymi w narodzie).
Przedmiot miał cudowny kształt, pasował do małych rączek jak
nic innego, ze sklejki, w kolorze sosny, gryf nieco ciemniejszy, progi
błyszczące, wyraźne, struny z żyłki, ze cztery chyba. Jedna bardzo gruba.
Gitara
Nie wiedziałam, że tak się nazywa, pani mi pokazała jak się
używa, wobec powyższego uznałam, że jest to : Plum plum. Proste. Kosztowała
sporo, bo na pierwszą prośbę moja mamusia powiedziała, że nie ma tyle
pieniędzy. Wytargała mnie ze sklepu (nie, ja nie ryczałam), ale jęczałam całą
drogę. Musiałam to mieć, dręczyłam ojca, brata, starsze siostry: Ja chcę plum
plum, przysięgam, będę grzeczna, nie nie rzucę w kąt, codziennie będę grać, nie
już nie chcę być stewardessą, chcę PLUM PLUM. Dużo w tym było ekspresji i daru
przekonywania, bo kupili mi. KUPILI MI. O rany, jak ja dumnie z tą gitarą
maszerowałam do domu, oglądając się, czy aby na pewno wszyscy sąsiedzi widzą co
mam. Od tej pory nic już nie było takie samo. Nie jadłam, nie piłam, starałam
się nie sikać. Ja grałam. Przez pół dnia grałam. Następnego dnia – a była to
niedziela, otworzywszy oczy od razu ogarnięta muzycznym świrem – grałam, na
wszystkich strunach, na tej grubej, podkręcałam wszystko kluczykami na gryfie.
Co tam obiad, co tam deser, co tam koleżanki. Rodzice zadowoleni, bo przestałam
mieć potrzeby, może trochę hałas im przeszkadzał, ale nie dali poznać po sobie.
Sielanka trwała do wieczora. Następnego dnia rano obudził mnie potworny ból –
na palcu pojawił się bąbel wielkości bardzo słusznej, koloru fioletowego. W
tamtych czasach widocznie nie używało się kostki. I nie wracajmy więcej do tego
tematu.
Hihi :)No cóż :D Z tego wniosek, że jednak nie można spełniać wszystkich zachcianek dziecka :) A swoją drogą ja swoją gitarę dostałam jako 14 latka- też chodziłam i prosiłam i marudziłam- bite 6 miesięcy :) Wirtuozem tez nie zostałam- ale do tej pory lubię sobie na niej pobrzdąkać (ale tez pamiętam odciski na palcach :))
OdpowiedzUsuńWirtuozeria jest okupiona więlkszym bólem najwyraźniej 😀
UsuńJaka soczysta, piękna, pełna emocji i napięcia historia! Ewa, może wirtuozem plum-pluma nie zostałaś, ale słowem obracasz aż iskry idą :D :D :D Z wielką przyjemnością Cię czytam i trzymam kciuki za dalsze teksty :)
OdpowiedzUsuńPasieczna Kobieto - dziękuję 😀
UsuńCóż, bąble na palcach to norma podczas nauki :) Ale dziękuję za takie przedstawienie sprawy. Nie pomyślałabym nigdy, że fakt iż coś przyszło mi łatwo sprawi że nie rozwinę tego tak jak bym mogła. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńhttps://kobietadozadanspecjalnych.blogspot.com/
Dzięki za ten komentarz, nowe światło.Pozdrawiam
UsuńOj pamiętam moje bąble na palcach po nauce gry na gitarze :) Ale było warto :) Dziś uczę syna brzdąkać :) CO do kupowania dzieciom wszystkiego czego chcą - nie jestem za tym. Raczej tłumaczę synowi dlaczego nie może mieć jakieś rzeczy od razu. Chcę go nauczyć, że rzeczy na które czekamy mają większą wartość, niż te które dostajemy od tak
OdpowiedzUsuńDokładnie tak jest, wszystko co tak długo wyczekiwane i wymarzone ma jakąś dodatkową moc. A syn niech gra, mocno mu kibicuję :)
UsuńTeż miałam podobną przygodę z gitarą, też dostałam w prezencie, ale u mnie miłość do grania skończyła się wraz z przypadkowo załamanym gryfem. :)
OdpowiedzUsuńNie była to zatem miłość prawdziwa :)
OdpowiedzUsuńPlum plum wymaga wyrzeczeń, fioletowych palców i grania kolęd przy choince nawet jak się nie ma ochoty wyjmować plum plum przez święta...
OdpowiedzUsuńOooo, to tylko Skrzypczynie tak potrafią.Kłaniam się w pas przed Tobą, ja tego nie miałam, nie dość, że nie było efektów natychmiast, to jeszcze ten ból. To nam nawet do głowy nie przychodzi, że jak wychodzisz na scenę, masz za sobą to wszystko. Szacun
Usuń