Photo by Roman Kraft on Unsplash |
Jest popołudnie, wracam z pracy. Autobusem oczywiście. Nic się nie dzieje, parę znanych twarzy (mi znanych, bo codziennie się widujemy w drodze do lub z pracy, ze szkoły). Pozornie, bo dla mnie obserwatora różnych ciekawych zjawisk dzieje się całkiem sporo, ale nie wciągam się w akcję za bardzo. Myślę o tym tysiącu milionów rzeczy, które muszę dziś jeszcze zrobić, coś tam sobie w głowie planuję, trochę odpływam. Zawsze jak myślę o ważnych rzeczach odpływam, albo jak czytam książkę przed snem, próbuję czytać właściwie, bo zawsze zasypiam przedwcześnie. No więc, jestem w swoim świecie, z którego wyrywa mnie dźwięk telefonu. Nie mojego, bo mojego nigdy nie słyszę. Jakiś chłopiec niewielki odbiera, zaczyna z kimś rozmawiać, nagle do moich uszu dobiega:
- Dobrze niech mama mi zostawi
Aha, myślę, z kimś rozmawia o mamie, słucham dalej tak niechcący trochę, ale zaczynam się wkręcać, bo z rozmowy wynika, że on z mamą rozmawia, a ma z dziesięć lat nie więcej. Niech mama powie mu, żeby poczekał, niech mama to, niech mama tamto. Mam oczy jak pięciozłotówki, Amisz jakiś czy co? Od lat nie słyszałam, żeby ktoś tak się zwracał do swojej matki, może jakiś staruszek w telewizji, a tu patrz, małe dziecko. Zaraz sobie wyobraziłam, że ta mama jest stara bardzo, może nawet macocha i tak go zmusza do okazywania szacunku.
------------------------------------
Rozmawiam z mamą i jej synem. Ona po czterdziestce, zadbana, troszkę nienajchudsza, miła, uśmiecha się, żartuje. Syn prawie dorosły, ale jednocześnie dziecko (czyli w wieku prawie 18), swobodny, dużo mówi. Jest miło, nagle on zwraca się do niej:
- Niech mi mama nie przerywa.
Niech mi mama nie przerywa - kurczę jakaś epidemia czy co???
-----------------------------------
Szukam w necie, może jest teraz taka moda na powrót do lat dwudziestych w słowie mówionym, przez młodzież mówionym. Nie ma. Czyli co? Oni tak naturalnie? Ta druga mama nie wyglądała na macochę, która znęca się nad dzieciakiem i chce, żeby do niej mówił w trzeciej osobie. Nie znam nikogo, prócz tych dwóch, kto by mówił, niech mama wstawi wodę na herbatę, albo, niech mama tu podejdzie, raczej mówimy: mamo daj, odejdź. Sama tak mówię. Moje dzieci też mówią do mnie mamo, chodź, mamo, zadzwoń. To jest takie dzisiejsze. W przeciwieństwie do tych archaizmów. Zastanawiam się, czy za tym językiem stoi szacunek. I chyba tak jest, bo nie wyczułam ironii, ani sarkazmu, widać, że oni tak ze sobą rozmawiają. Co ciekawsze, nie ma między nimi jakiegoś szczególnego dystansu (ci drudzy), mówią sobie także trudne rzeczy w taki bardzo cywilizowany sposób. Trochę im nawet zazdroszczę. Tej inności, ale takiej dobrej inności. Niedzisiejszej.
------------------------------------
Niedawno spotkałam znajomą, dzisiejszą jak najbardziej. Opowiadamy sobie co słychać, co u dzieci, co porabiamy, nagle ona mówi
- Wiesz, byłam na czarnym marszu z Agatą, super się bawiłyśmy
Agata ma piętnaście lat, jest śliczna i była ze swoją własną matką na czarnym marszu. Ja pierdzielę. Gdybym była Agatą to usłyszałabym od własnej matki taki przekaz:
To, że jesteś mądra i ładna to twoje szczęście dzieciaku, bo w innym przypadku by cię tutaj ze mną nie było, albo: jesteś tu, bo piętnaście lat temu nie było aborcji. O jakże inaczej nasze życie by wyglądało gdyby była wtedy. A teraz jesteśmy takie dzisiejsze, ucz się dzieciaku, żebyś nie popełniła tego błędu co ja. Dzisiejsza matka, świetnie zorganizowana i niezwykle elokwentna przekazuje córce info, że dzieci biorą się nie wiadomo skąd, że nie wiemy co to cykl miesiączkowy, ciąża pojawia się znikąd i dlatego nie mamy możliwości się do tego stanu przygotować, spada ona na nas jak grom z jasnego nieba, dlatego walczmy o aborcję, bo tylko ona przywraca nam możliwość wpływania na własne życie. Ci zaś, którzy walczą o życie ludzkie - to ciemnogród. Co Agata z tym zrobi???
------------------------------
Dzisiejsze jest mówienie do swojej matki po imieniu, z takim zdrobnieniem, niby sympatycznym, ale trochę pogardliwym. Anetka, Marysia, Ula - takie głupiutkie mateczki, co to się odzywają, ale nie powinny, nie ma co ich słuchać, bo co mi tu będzie Ewcia mówić:
- Nie przynoś mi marihuany do domu, wiem, że masz 18 lat, ale nie chcę żebyś palił w moim domu.
Ona jest taka niedzisiejsza. Taka Ewcia, co to nie wie, że świat należy do nas, i my wiemy co robić ze swoim życiem, żeby było kolorowo. Ewcia wyluzuj.